Kulodrom w kryminale

Kadr z filmu Fracture (Słaby punkt) – Anthony Hopkins w okularach wpatrzony w kulodrom biurkowy

„Słaby punkt” (Fracture) – thriller z 2007 roku, który raczej się podobał. Ma swoje mocne punkty, na przykład obsadę. Anthony Hopkins i Ryan Gosling zebrali mnóstwo pochwał jako odtwórcy głównych ról, a ten pierwszy to wcale nie z rozpędu, tylko bardzo zasłużenie; zdarzają się opinie, że to była najlepsza rola Hopkinsa od czasu „Milczenia owiec”, a nawet – że znacznie ciekawsza. Co jeszcze mogło zwrócić uwagę widzów? Ano to ustrojstwo z kulkami, które pojawia się już w czołówce, a potem nawet „występuje” w filmie.

Zakręcona trasa od razu wkręca widzów w akcję.

I po co toto w filmie?

Odtwarzana przez Hopkinsa postać to Theodor Crawford, inżynier lotnictwa z umysłem analitycznym aż do przesady (co jest akurat cechą pożądaną u osoby odpowiedzialnej za wykrywanie wad konstrukcyjnych samolotów), żonaty (i niestety przez żonę zdradzany), zdolny zarówno do manipulacji ludźmi, jak i do popełnienia ciężkiej zbrodni (żaden to spojler, ponieważ już w pierwszej scenie Ted sam się przedstawia jako morderca właśnie). Do tak sprofilowanej postaci kulodrom pasuje jak ulał albo tak się przynajmniej wydaje na pierwszy rzut oka. Bo na przykład to, czym inżynier Crawford lubi zajmować się w wolnych chwilach, to mozolne konstruowanie takich machin. Można więc powiedzieć, że zbytnio od pracy nie odpoczywa, bo takie hobby wymaga wcale nie mniejszej koncentracji, precyzji i przewidywania. Pierwszy lepszy psycholog poradziłby mu je zmienić – wiadomo przecież, że po pracy najlepiej wypoczywa się, będąc zaangażowanym w czynność gatunkowo zupełnie odmienną niż ta zarobkowa. Zapewne gdyby Ted chodził na ryby albo zumbę, losy jego i jeszcze kilku innych osób mogłyby potoczyć się inaczej. Jednak scenarzyści, Daniel Pyne i Glenn Gers, postanowili inaczej. Chcieli, by w zewnętrznym otoczeniu inżyniera było coś – jakaś rzeczywista, fizyczna, namacalna rzecz – co odzwierciedlałoby sposób działania tego wielkiego manipulatora. I kulodromowe konstrukcje Teda Crawforda doskonale to zadanie spełniają. Hopkins porównuje je do instalacji z rysunków Rube’a Goldberga – dziwacznych maszyn, które pozwalają osiągnąć zamierzony cel nie od razu, ale dopiero w wyniku całej serii pomniejszych zdarzeń, wywoływanych kolejno jedno przez drugie. Porównanie uprawnione, ale i bez oglądania filmu wiadomo, że cel Teda, jak i prowadzące do niego środki, będą tu znaczcie cięższego kalibru.

Słów kilka o artyście, który toto stworzył, i ekipie, która kulodromy odtwarzała

Autorem kulodromowej rzeźby, którą widzimy w kilku scenach „Słabego punktu”, jest Mark Bischof. Jednak holenderski artysta wcale nie zbudował jej specjalnie jako element scenografii do filmu. Rzeźby kinetyczne Bischofa zaczęły powstawać wcześniej, z potrzeby serca. Były obmyślane, a potem mozolnie konstruowane przez lata. Twórca kulodromowych instalacji ma właściwie wykształcenie muzyczne, jest wiolonczelistą. W latach 90. zmajstrował kilka przedmiotów codziennego (no powiedzmy) użytku: krzesło dla wiolonczelisty, walizeczkę na klarnet oraz sztalugi; wszystko bardzo praktyczne, bo rozkładane. I w ten sposób rozkręcił się w pracy z drewnem, metalem i innymi materiałami. Potem naszła go pasja tworzenia konstrukcji z labiryntami dla kulek.

Scenarzysta Glenn Gers wpadł na pomysł wplecenia jakiegoś kulodromu w akcję thrillera podczas zabawy ze swoim pięcioletnim synem. W co się bawili – to już chyba jasne i nie trzeba pisać. Ale niekoniecznie miał od razu na myśli konstrukcje takich gabarytów i o takim poziomie skomplikowania. Producent Chuck Weinstock i scenograf Paul Eads zupełnie go zaskoczyli. Pierwsze, co ci filmowcy zrobili, zobaczywszy taką sugestię w scenariuszu, to sprawdzili sobie dokładnie, jakież to dzieła i arcydzieła sztuki kinetycznej powstają na całym świecie. Okazało się, że jest tego mnóstwo. Ale gdy trafili na cuda stworzone przez Marka Bischofa, zachwyt był tak duży, że wybór stał się oczywisty. Nie poddali się nawet, gdy uświadomili sobie, że fizycznie nie jest możliwe wyciągnięcie tak dużej instalacji z piwnicy artysty, a cóż dopiero przetransportowanie jej przez Atlantyk. Uparty producent nie poddaje się tak łatwo. Może przecież poprosić artystę, by udostępnił mu supertajne schematy swoich konstrukcji, by z ich pomocą zbudować kulodromy u siebie w Los Angeles. Tak właśnie zrobił, a instalację do filmu wykonała ekipa od efektów specjalnych pod kierownictwem Larsa Andersona. Zbudowane przez nich „toto” to nie byle co – duży kulodrom mierzy 300 x 300 x 60 cm, a ten biurkowy 35 x 80 x 30 cm.

Zresztą sami posłuchajcie, jak to było:

Twórcy Fracture/Słabego punktu zdradzają, jak to było z tym kulodromem.

Źródła:

Gregory Hoblit, Fraction, 2007

http://www.emol.org/film/archives/fracture/production2.html

https://www.rottentomatoes.com/m/fracture

Dodaj komentarz